Dobra, ludzie. Sytuacja jest jaka jest. Lekkie opóźnienie, ale:
1. Obiecuję, że rozdział będzie długi.
2. Jeszcze została mi jedna czwarta... przynajmniej tak mi się wydaję...
3. I błędy do wyszukania i jeśli ewentualnie jakiekolwiek się pojawią, to do poprawienia.
Dlatego: ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ DO CZWARTKU.
Przepraszam, że tak długo, ale staram się, by ten rozdział był naprawdę dobry. :)
Całusy,
Kazz.
Miłość bez wzajemności zawsze jest najsilniejsza
niedziela, 16 marca 2014
sobota, 18 stycznia 2014
Rozdział I
Zbliżał się czerwiec. Był wyjątkowo parny i słoneczny dzień, a zarazem wyjątkowo zły dzień dla Lily Evans. Właśnie w tym dniu straciła najlepszego przyjaciela na skutek jednego, obraźliwego słowa, którego nie była w stanie wybaczyć. Szlama - najgorsze z możliwych określenie kogoś, kto pochodził z mugolskiej rodziny. Tak właśnie nazwał ją Severus Snape, jej były najlepszy przyjaciel. Ale od początku.
Pamięta, że siedziała wtedy nad jeziorem, przygotowując się do zbliżającego się egzaminu z historii magii. Towarzyszyły jej Mary McDonald oraz Dorcas Meadowes - jej najlepsze przyjaciółki, a zarazem współlokatorki. Słońce grzało ją w plecy, a lekki wiatr rozwiewał jej dość długie, rude włosy we wszystkie strony. Bose nogi moczyła w jeziorze, po którym leniwie pływała, a właściwie unosiła się na wodzie ogromna kałamarnica. Leniwie przewracała strony obszernego podręcznika, łapczywie wchłaniając każde słowo o wojnach goblinów, toczących się w XII wieku. Błogi uśmiech zawitał na jej twarzy - uwielbiała takie dni… jednak jej stan błogości nie trwał długo. Chwilę po tym usłyszała w oddali kilka znanych głosów, w tym jeden tak bardzo przez nią znienawidzony - nawet nie musiała odwracać głowy, by wiedzieć do kogo owy głos należał. James Potter. Jej zmora, koszmar, udręka czy jakkolwiek inaczej to nazwać - wszystko sprowadzało się do jednego: serdecznie nienawidziła tego chłopaka, z całego serca. Nie żeby wyrządził jej straszliwą krzywdę, której Lily nie mogłaby zapomnieć do końca życia. Głównym powodem, dla którego dziewczyna go nienawidziła, to był jego charakter. James Potter był bowiem najprzystojniejszym i najpopularniejszym chłopakiem w szkole, a zdaniem Lily, zarazem najbardziej aroganckim i bezczelnym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznała.
Nagle rozległy się za nią śmiechy i Lily była zmuszona zerknąć co jest powodem powszechnej radości, chociaż niektórzy powiedzieliby, że to czysta ciekawość. To, co zobaczyła nie zaskoczyło jej, jedynie mocno rozwścieczyło - otóż Lily ujrzała wiszącego w powietrzu, do góry nogami Severusa Snape’a, wtedy jeszcze jej najlepszego przyjaciela. Zła jak osa ruszyła szybkim krokiem w stronę - widać było - świetnie bawiącej się trójki chłopaków. Jedynie Lupin, jeden z członków tej paczki, siedział pod drzewem, udając, że niczego nie widzi.
- Zostawcie go! - krzyknęła, podpierając ręce na bokach i łypiąc na nich spod byka.
- Och, Evans, cóż za miłe spotkanie - powiedział James, jeszcze bardziej mierzwiąc sobie włosy, jakby się bał, że nie są dość mocno rozczochrane.
Prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Nie powiedziałabym, Potter. Widzieć CIEBIE nigdy nie jest miło - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Puść go.
- Na rozkaz - powiedział chłopak, teatralnie kłaniając się. Machnął różdżką, a Snape upadł twardo na ziemię, zaróżowiony i ze złości, i z upokorzenia. Nagle niespodziewanie on również wyciągnął swoją różdżkę, machnął krótko, a już zaraz z twarzy Pottera trysnęła krew. Rogacz nie zdążył zareagować i oddać pięknym za nadobne, gdy jego przyjaciel, Syriusz Black, w ułamku sekundy rozbroił Ślizgona. Różdżka wyleciała w powietrze, zrobiła imponujący młynek i wylądowała prosto w ręce Syriusza.
James szybko odwrócił się i po chwili z buzi Snape’a leciała piana, a w powietrzu unosiły się bańki mydlane, wylatujące uszami chłopaka. Machnął jeszcze raz ręką, w której trzymał różdżkę i Snape ponownie zawisł głową w dół.
- POWIEDZIAŁAM: ZOSTAWCIE GO! Co on wam zrobił?!
- No wiesz, głównie chodzi o to, że istnieje, jeśli wiesz co mam na myśli…
Obserwujący całe to zamieszanie tłum osób wybuchnął śmiechem, jednak dla Lily nie było w tym nic zabawnego.
- POTTER! Puść go!
- Jak się ze mną umówisz - uśmiechnął się bezczelnie, a Lily gotowała się ze złości.
- Chyba śnisz Potter, PUŚĆ GO!
- Ech, bardzo niechętnie to mówię, ale niech ci będzie Evans - rzekł i Ślizgon, dysząc lekko, wylądował na ziemi. - Masz szczęście Smarkerusie, że Evans tu była.
- Nie potrzebuje pomocy tej małej szlamy! - po tych słowach Lily zamarła.
- Dobrze. W takim razie następnym razem sam sobie radź Smarkerusie - warknęła i poczuła, że do oczu cisną jej się łzy, więc ruszyła w stronę zamku.
- PRZEPROŚ JĄ! - ryknął James, celując różdżką w twarz Snape’a.
- NIE! Nie każ mu mnie przepraszać, Potter! Jesteś taki sam jak on! - krzyknęła, odwracając się gwałtownie i patrząc z pogardą na Rogacza.
- CO? Ja nigdy… nie nazwałbym cię… sama wiesz jak! - zaperzył się, wdychając gwałtownie powietrze.
- Jesteś aroganci i bezczelny, chodzisz po korytarzach Hogwartu i znęcasz się nad pierwszoroczniakami, by udowodnić co potrafisz, popisujesz się na każdym kroku, uważasz, że jeżeli jesteś dobry w Quidditchu to wszystko ci wolno, nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać pomiędzy tobą, a wielkim pająkiem, MDLI mnie na twój widok, Potter! - zakończyła, mówiąc głosem tak przesyconym jadem, że niektórzy z tłumu cofnęli się o krok. Chłopak natomiast patrzył się na Lily, która obrzuciła go wzrokiem pełnym wyrzutu i jednocześnie smutku. Odwróciła się i pobiegła w stronę zamku.
- Evans! Hej, EVANS! - krzyknął za nią.
Nawet się nie odwróciła.
*
Od tego pamiętnego wydarzenia minęły trzy miesiące. Zbliżał się sierpień i właśnie trwały letnie wakacje, więc panna Evans korzystała z wolnego czasu. Był to dość leniwy dzień, więc Lily wbrew sobie rozpamiętywała tamten dzień. Leżała na hamaku w ogrodzie, ciesząc się słońcem, łaskoczącym jej skórę.
- Lily, jakiś list do ciebie! I proszę cię, pospiesz się, bo Petunia zobaczy, a wiesz jak ona nie lubi tych sów! - rozległ się jakiś kobiecy głos, wypadający przez okno w kuchni. Dziewczyna natychmiast się zerwała i sprintem pobiegła do domu, wpadając tak gwałtownie, że omal nie przewróciła się o stojący koło wejścia kosz na śmieci. Szybko dopadła sowę i drżącymi rękami odwiązała od jej nóżki list. Przymknęła oczy, odetchnęła głęboko kilka razy i otworzyła go. W środku były wyniki SUM-ów.
Nie mogła uwierzyć w to co widziała - dziewięć wybitnych! I tylko jedno P! To nawet lepiej niż myślała! Odetchnęła z ulgą i szczerząc się jak głupi do sera, opadła na stojące nieopodal krzesło. Jej mama, Mary Evans, obserwowała ją, prawie wypalając jej dziurę z tyłu głowy swym natarczywym spojrzeniem.
- Och, nie patrz się tak już! To tylko wyniki SUM-ów! - wypaliła, nie mogąc znieść spojrzenia jej rodzicielki, na co ta się tylko perliście roześmiała.
- To wspaniale! I jak ci poszło? - jej mama, mimo że była mugolem, to wiedziała czym są SUM-y, a także wiedziała dużo więcej o magicznym świecie, do którego należała Lily.
- Nieźle… - powiedziała niby od niechcenia, ale zaraz gwałtownie wstała z krzesła, podbiegła do kobiety i podekscytowana wykrzyknęła: Wspaniale! Mam dziewięć wybitnych i tylko jedno powyżej oczekiwań! No, zobacz!
Podetknęła list z wynikami pod sam nos, prawie wsadzając róg kartki do jej oka.
- Lily! To niesamowicie wspaniale! Jestem z ciebie dumna! - ucałowała córkę w czubek głowy, składając list i chowając go do koperty. - Pokażę tacie jak przyjdzie, na pewno będzie zadowolony.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, oznajmiła, że niedługo wróci i wyszła z domu z zamiarem pójścia na krótki spacer. Po drodze rozmyślała o tym jak dobrze jej poszły egzaminy, lecz zaraz mina jej spąsowiała, gdyż dopadły ją wspomnienia. Potrząsnęła głową, jakby próbowała wyrzucić nieprzyjemne myśli z głowy. Na początku lata postanowiła sobie, że nie będzie się przejmować bolesną stratą przyjaciela, mimo że było to dla niej trudne. Jednak co było, to było i nic tego nie zmieni, bo przecież nie można cofnąć czasu… no, właściwie to można, ale Lily i tak by nie miała takiej możliwości, a jeśli nawet by miała, to by tego nie zrobiła. Wiele razy się zastanawiała czy Snape przypadkiem nie mówił tak o niej, gdy miał te tajemnicze spotkania ze swoimi kumplami oraz gdy rozmawiał codziennie ze Ślizgonami. Doszła do wniosku, że Severus nie nazwałby jej tak, gdyby tak nie myślał, więc zmienianie przeszłości nic by nie zmieniło - prędzej czy później i tak znów by ją nazwał szlamą. Nagle, gdy naszła ją myśl jak to będzie wyglądać, gdy już wróci do Hogwartu i czy Snape nie będzie jej znów próbować przepraszać, zresztą nadaremno, spojrzała na kłócącą się parę zakochanych (a przynajmniej tak jej się wydawało) niedaleko niej… i zamarła.
Pamięta, że siedziała wtedy nad jeziorem, przygotowując się do zbliżającego się egzaminu z historii magii. Towarzyszyły jej Mary McDonald oraz Dorcas Meadowes - jej najlepsze przyjaciółki, a zarazem współlokatorki. Słońce grzało ją w plecy, a lekki wiatr rozwiewał jej dość długie, rude włosy we wszystkie strony. Bose nogi moczyła w jeziorze, po którym leniwie pływała, a właściwie unosiła się na wodzie ogromna kałamarnica. Leniwie przewracała strony obszernego podręcznika, łapczywie wchłaniając każde słowo o wojnach goblinów, toczących się w XII wieku. Błogi uśmiech zawitał na jej twarzy - uwielbiała takie dni… jednak jej stan błogości nie trwał długo. Chwilę po tym usłyszała w oddali kilka znanych głosów, w tym jeden tak bardzo przez nią znienawidzony - nawet nie musiała odwracać głowy, by wiedzieć do kogo owy głos należał. James Potter. Jej zmora, koszmar, udręka czy jakkolwiek inaczej to nazwać - wszystko sprowadzało się do jednego: serdecznie nienawidziła tego chłopaka, z całego serca. Nie żeby wyrządził jej straszliwą krzywdę, której Lily nie mogłaby zapomnieć do końca życia. Głównym powodem, dla którego dziewczyna go nienawidziła, to był jego charakter. James Potter był bowiem najprzystojniejszym i najpopularniejszym chłopakiem w szkole, a zdaniem Lily, zarazem najbardziej aroganckim i bezczelnym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznała.
Nagle rozległy się za nią śmiechy i Lily była zmuszona zerknąć co jest powodem powszechnej radości, chociaż niektórzy powiedzieliby, że to czysta ciekawość. To, co zobaczyła nie zaskoczyło jej, jedynie mocno rozwścieczyło - otóż Lily ujrzała wiszącego w powietrzu, do góry nogami Severusa Snape’a, wtedy jeszcze jej najlepszego przyjaciela. Zła jak osa ruszyła szybkim krokiem w stronę - widać było - świetnie bawiącej się trójki chłopaków. Jedynie Lupin, jeden z członków tej paczki, siedział pod drzewem, udając, że niczego nie widzi.
- Zostawcie go! - krzyknęła, podpierając ręce na bokach i łypiąc na nich spod byka.
- Och, Evans, cóż za miłe spotkanie - powiedział James, jeszcze bardziej mierzwiąc sobie włosy, jakby się bał, że nie są dość mocno rozczochrane.
Prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Nie powiedziałabym, Potter. Widzieć CIEBIE nigdy nie jest miło - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Puść go.
- Na rozkaz - powiedział chłopak, teatralnie kłaniając się. Machnął różdżką, a Snape upadł twardo na ziemię, zaróżowiony i ze złości, i z upokorzenia. Nagle niespodziewanie on również wyciągnął swoją różdżkę, machnął krótko, a już zaraz z twarzy Pottera trysnęła krew. Rogacz nie zdążył zareagować i oddać pięknym za nadobne, gdy jego przyjaciel, Syriusz Black, w ułamku sekundy rozbroił Ślizgona. Różdżka wyleciała w powietrze, zrobiła imponujący młynek i wylądowała prosto w ręce Syriusza.
James szybko odwrócił się i po chwili z buzi Snape’a leciała piana, a w powietrzu unosiły się bańki mydlane, wylatujące uszami chłopaka. Machnął jeszcze raz ręką, w której trzymał różdżkę i Snape ponownie zawisł głową w dół.
- POWIEDZIAŁAM: ZOSTAWCIE GO! Co on wam zrobił?!
- No wiesz, głównie chodzi o to, że istnieje, jeśli wiesz co mam na myśli…
Obserwujący całe to zamieszanie tłum osób wybuchnął śmiechem, jednak dla Lily nie było w tym nic zabawnego.
- POTTER! Puść go!
- Jak się ze mną umówisz - uśmiechnął się bezczelnie, a Lily gotowała się ze złości.
- Chyba śnisz Potter, PUŚĆ GO!
- Ech, bardzo niechętnie to mówię, ale niech ci będzie Evans - rzekł i Ślizgon, dysząc lekko, wylądował na ziemi. - Masz szczęście Smarkerusie, że Evans tu była.
- Nie potrzebuje pomocy tej małej szlamy! - po tych słowach Lily zamarła.
- Dobrze. W takim razie następnym razem sam sobie radź Smarkerusie - warknęła i poczuła, że do oczu cisną jej się łzy, więc ruszyła w stronę zamku.
- PRZEPROŚ JĄ! - ryknął James, celując różdżką w twarz Snape’a.
- NIE! Nie każ mu mnie przepraszać, Potter! Jesteś taki sam jak on! - krzyknęła, odwracając się gwałtownie i patrząc z pogardą na Rogacza.
- CO? Ja nigdy… nie nazwałbym cię… sama wiesz jak! - zaperzył się, wdychając gwałtownie powietrze.
- Jesteś aroganci i bezczelny, chodzisz po korytarzach Hogwartu i znęcasz się nad pierwszoroczniakami, by udowodnić co potrafisz, popisujesz się na każdym kroku, uważasz, że jeżeli jesteś dobry w Quidditchu to wszystko ci wolno, nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać pomiędzy tobą, a wielkim pająkiem, MDLI mnie na twój widok, Potter! - zakończyła, mówiąc głosem tak przesyconym jadem, że niektórzy z tłumu cofnęli się o krok. Chłopak natomiast patrzył się na Lily, która obrzuciła go wzrokiem pełnym wyrzutu i jednocześnie smutku. Odwróciła się i pobiegła w stronę zamku.
- Evans! Hej, EVANS! - krzyknął za nią.
Nawet się nie odwróciła.
*
Od tego pamiętnego wydarzenia minęły trzy miesiące. Zbliżał się sierpień i właśnie trwały letnie wakacje, więc panna Evans korzystała z wolnego czasu. Był to dość leniwy dzień, więc Lily wbrew sobie rozpamiętywała tamten dzień. Leżała na hamaku w ogrodzie, ciesząc się słońcem, łaskoczącym jej skórę.
- Lily, jakiś list do ciebie! I proszę cię, pospiesz się, bo Petunia zobaczy, a wiesz jak ona nie lubi tych sów! - rozległ się jakiś kobiecy głos, wypadający przez okno w kuchni. Dziewczyna natychmiast się zerwała i sprintem pobiegła do domu, wpadając tak gwałtownie, że omal nie przewróciła się o stojący koło wejścia kosz na śmieci. Szybko dopadła sowę i drżącymi rękami odwiązała od jej nóżki list. Przymknęła oczy, odetchnęła głęboko kilka razy i otworzyła go. W środku były wyniki SUM-ów.
Wyniki Egzaminu
Poziom Standardowych Umiejętności
Magicznych
Oceny pozytywne: Oceny negatywne:
Wybitny (W) Nędzny (N)
Powyżej oczekiwań (P) Okropny (O)
Zadowalający (Z) Troll (T)
Lilyanne Evans otrzymała:
Astronomia W
Opieka nad magicznymi stworzeniami W
Zaklęcia W
Obrona przed czarną magią W
Numerologia W
Zielarstwo W
Historia Magii P
Eliksiry W
Transmutacja W
Mugoloznawstwo W
- Och, nie patrz się tak już! To tylko wyniki SUM-ów! - wypaliła, nie mogąc znieść spojrzenia jej rodzicielki, na co ta się tylko perliście roześmiała.
- To wspaniale! I jak ci poszło? - jej mama, mimo że była mugolem, to wiedziała czym są SUM-y, a także wiedziała dużo więcej o magicznym świecie, do którego należała Lily.
- Nieźle… - powiedziała niby od niechcenia, ale zaraz gwałtownie wstała z krzesła, podbiegła do kobiety i podekscytowana wykrzyknęła: Wspaniale! Mam dziewięć wybitnych i tylko jedno powyżej oczekiwań! No, zobacz!
Podetknęła list z wynikami pod sam nos, prawie wsadzając róg kartki do jej oka.
- Lily! To niesamowicie wspaniale! Jestem z ciebie dumna! - ucałowała córkę w czubek głowy, składając list i chowając go do koperty. - Pokażę tacie jak przyjdzie, na pewno będzie zadowolony.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, oznajmiła, że niedługo wróci i wyszła z domu z zamiarem pójścia na krótki spacer. Po drodze rozmyślała o tym jak dobrze jej poszły egzaminy, lecz zaraz mina jej spąsowiała, gdyż dopadły ją wspomnienia. Potrząsnęła głową, jakby próbowała wyrzucić nieprzyjemne myśli z głowy. Na początku lata postanowiła sobie, że nie będzie się przejmować bolesną stratą przyjaciela, mimo że było to dla niej trudne. Jednak co było, to było i nic tego nie zmieni, bo przecież nie można cofnąć czasu… no, właściwie to można, ale Lily i tak by nie miała takiej możliwości, a jeśli nawet by miała, to by tego nie zrobiła. Wiele razy się zastanawiała czy Snape przypadkiem nie mówił tak o niej, gdy miał te tajemnicze spotkania ze swoimi kumplami oraz gdy rozmawiał codziennie ze Ślizgonami. Doszła do wniosku, że Severus nie nazwałby jej tak, gdyby tak nie myślał, więc zmienianie przeszłości nic by nie zmieniło - prędzej czy później i tak znów by ją nazwał szlamą. Nagle, gdy naszła ją myśl jak to będzie wyglądać, gdy już wróci do Hogwartu i czy Snape nie będzie jej znów próbować przepraszać, zresztą nadaremno, spojrzała na kłócącą się parę zakochanych (a przynajmniej tak jej się wydawało) niedaleko niej… i zamarła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)